Kilka lat temu wpadła w moje ręce książka E. Hoffman-Jędruch pt. "Ślady na piasku". Jest to opowieść o dwóch polskich rodach żyjących we Lwowie i Tarnopolu w końcu XIX i na początku pierwszej połowy XX wieku. Jest to swoisty pamiętnik, zapis wydarzeń i historii dwóch związanych ze sobą rodzin, których bardzo barwne życie brutalnie przerywa II Wojna Światowa. Książka jest interesującą pozycją przede wszystkim ze względu na szczegółowe opisy Lwowa dwudziestolecia międzywojennego. Autorka oddaje klimat tamtych czasów do tego stopnia, że czytając jej wspomnienia człowiek zamyka oczy i zaczyna dreptać gdzieś lwowskim brukiem, wsłuchując się w stukot końskich kopyt i kół dorożek. "Ślady na piasku" zainspirowały mnie do pewnego nieszablonowego spaceru po mieście lwa. Postanowiłem odwiedzić wszystkie miejsca, o których wspomina pani Hoffman-Jędruch, i każde z nich sfotografować. Żeby oddać choć szczyptę atmosfery tamtych czasów zdecydowałem, że zdjęcia będą czarno-białe. Tak więc uzbrojony w statyw i aparat, w towarzystwie mojej nieocenionej partnerki, ruszyłem na lwowskie ulice.
Nie będzie to typowa relacja z opisem wszystkich wydarzeń. Każde zdjęcie postanowiłem opatrzyć komentarzem w postaci cytatu z książki. Bez tracenia czasu na objaśnianie pojawiających się nazwisk czy okoliczności. Liczę na to, że po przeczytaniu mojego wpisu chociaż kilka osób sięgnie po "Ślady na piasku" i uda się w magiczną podróż do starego Lwowa. Podróż ciekawą, wesołą, ale momentami i smutną. Zapraszam zatem do zapoznania się z moją fotorelacją.
ŚLADEM NA PIASKU
Nie będzie to typowa relacja z opisem wszystkich wydarzeń. Każde zdjęcie postanowiłem opatrzyć komentarzem w postaci cytatu z książki. Bez tracenia czasu na objaśnianie pojawiających się nazwisk czy okoliczności. Liczę na to, że po przeczytaniu mojego wpisu chociaż kilka osób sięgnie po "Ślady na piasku" i uda się w magiczną podróż do starego Lwowa. Podróż ciekawą, wesołą, ale momentami i smutną. Zapraszam zatem do zapoznania się z moją fotorelacją.
ŚLADEM NA PIASKU
Dworzec Główny, Aleja Focha (ob. ul. Czerniwiecka)
"Po paru godzinach wjechaliśmy do oszklonej hali lwowskiego dworca. Byłem oszołomiony chaosem i mrowiem ludzi na stacji, idących w różnych kierunkach, bo nigdy nic podobnego nie widziałem"
ul. Zadwórzańska 64 / ul. Antonowycza 64
"Dziadkowie postanawiają przenieść się dalej od centrum, do spokojniejszej części miasta i kupują trzypiętrową willę z ogrodem na uboczu, przy ulicy Zadwórzańskiej 64"
"W tym czasie dziadkowie przenoszą się do willi na Zadwórzańskiej 64 i urządzają swoje mieszkanie na pierwszym piętrze. Na drugie piętro wprowadza się brat dziadka, Władysław. Parter stoi pusty. Basia Jawna ma pokój w suterenach z oknem na wysokości chodnika. Parcelę od ulicy dzieli siatka w rdzawym kolorze, jaki nadaje farba na bazie minii, tlenku ołowiu. Dziadek sam projektuje ogród, sprowadza z Holandii cebulki żółtych i granatowych irysów i rozsadza je przy ścieżce od ogrodowej bramki aż do drzwi wejściowych. Przy płocie wzdłuż ulicy rosną bujne bzy, białe i liliowe, pod ścianami domu wiosną kwitną tulipany, ogrodu różanego nie ma poza jedną nieproszoną dziką różą. W sadzie za domem parę drzew owocowych, wiśnia, grusza i złota reneta, po bokach gęsto rosną krzaki malin, porzeczek i agrestu, dalej w ogrodzie warzywnym dziadek zakłada szparagarnię"
"Lwów, kwiecień 1940 roku. W willi mojej babki przy ulicy Zadwórzańskiej pod numerem 64, nieco oddalonej od centrum miasta, mieszkamy teraz wszyscy, wuj Zbyszek z ciocią Hanką i mama ze mną. No i babcia oczywiście ze swoją amanuensis, Basią Jawną. Babcia zajmuje pierwsze piętro. Zbyszkowie drugie, Basia ma swój pokoik w suterenie; mama ze mną na parterze. Mam osiemnaście miesięcy i jestem bardzo przeziębiona"
"Na drugim krańcu Europy, w okupowanym przez Niemców Lwowie, 1 maja 1944 roku podczas sowieckiego nalotu na miasto dwie "bomby łańcuchowe" spadają na nasz dom przy ulicy Zadwórzańskiej i kontakt z mamą się urywa"
"Nasz dom przy ulicy Zadwórzańskiej, na samym pograniczu eleganckiej dzielnicy willowej nie zalicza się do najokazalszych, najelegantsze zostały zarekwirowane dla niemieckich oficerów.
W dzień sowieckiego święta pracy, 1 maja 1944 roku, Niemcy nie przewidując ataku ze strony Sowietów, nie są przygotowani na nalot skierowany na tę dzielnicę willową. Jest już ciemno kiedy rozlega się wycie syreny alarmowej. Wszyscy mieszkańcy naszego domu zbiegają do piwnicy, wuj Zbyszek znosi mnie i lokuje w dużym fotelu wyłożonym wielką szubą dziadka podbitą brązowym futrem. Bomby padają blisko, mury domu trzęsą się, coraz to parę ziemniaków toczy się po podłodze, Basia podnosi je i pieczołowicie rzuca z powrotem na kupkę. Wąskie okienko piwnicy jest zasłonięte czarnym suknem, mała lampa naftowa przymocowana do ściany ledwie rozświetla mrok, na podłodze w lichtarzyku pali się świeczka i jej płomyk drga przy każdym wybuchu.
Bombardowanie trwa całą noc, nad ranem odwołują alarm. Już świta kiedy ciotka wychodzi przed dom i słyszymy jej krzyk. To nie w sąsiadów trafiło, ale w nas. Nad głową nie ma balkonu ani drugiego piętra, pierwsze wyszczerbione trzyma się niepewnie, parter częściowo ocalał. Koncertowy Bechstein wujka leży w ogrodzie nogami do góry pośród drzazg, odprysków klawiatury i poszarpanych strun, w miejscu, gdzie rosła dzika róża; tylko jedna mała gałązka wystaje spod fortepianu"
Park Stryjski
W dzień sowieckiego święta pracy, 1 maja 1944 roku, Niemcy nie przewidując ataku ze strony Sowietów, nie są przygotowani na nalot skierowany na tę dzielnicę willową. Jest już ciemno kiedy rozlega się wycie syreny alarmowej. Wszyscy mieszkańcy naszego domu zbiegają do piwnicy, wuj Zbyszek znosi mnie i lokuje w dużym fotelu wyłożonym wielką szubą dziadka podbitą brązowym futrem. Bomby padają blisko, mury domu trzęsą się, coraz to parę ziemniaków toczy się po podłodze, Basia podnosi je i pieczołowicie rzuca z powrotem na kupkę. Wąskie okienko piwnicy jest zasłonięte czarnym suknem, mała lampa naftowa przymocowana do ściany ledwie rozświetla mrok, na podłodze w lichtarzyku pali się świeczka i jej płomyk drga przy każdym wybuchu.
Bombardowanie trwa całą noc, nad ranem odwołują alarm. Już świta kiedy ciotka wychodzi przed dom i słyszymy jej krzyk. To nie w sąsiadów trafiło, ale w nas. Nad głową nie ma balkonu ani drugiego piętra, pierwsze wyszczerbione trzyma się niepewnie, parter częściowo ocalał. Koncertowy Bechstein wujka leży w ogrodzie nogami do góry pośród drzazg, odprysków klawiatury i poszarpanych strun, w miejscu, gdzie rosła dzika róża; tylko jedna mała gałązka wystaje spod fortepianu"
ul. 29 Listopada / ul. Konowalca, ul. Sapiehy / ul. Bandery
"Twoja matka brała do szkoły tramwaj przy ulicy Listopada, róg Sapiehy, potem przez całą długość ulicy Kopernika, koło poczty, gdzie tramwaj wjeżdżał znów na Sykstuską, mijał kawiarnię Wiedeńską i katedrę rzymskokatolicką, potem katedrę wołoską, a stamtąd wchodził na Wały Gubernatorskie i na ulicę Unii Lubelskiej"
"Wczesne obrazy i pory roku nikło zarysowują się w mojej pamięci. Ulica Listopada o zmierzchu, Basia trzyma mnie za rękę, ja drobię koło niej. Skąd wiem, że to ulica Listopada? Po prostu wiem. Szyny tramwajowe biegną środkiem, połyskują mokre od deszczu i giną w oddali. Pojawia się tramwaj, dzwoni ostrzegawczo i zatrzymuje się ze zgrzytem hamulców. Wuj Zbyszek mówi: "Twoja mamusia jeździła tramwajem do szkoły". Odtąd tramwaj, szyny, jesienna mgła kojarzą się z nieobecną matką"
ul. Sapiehy 47a / ul. Bandery 47a
"Dotąd Maks mieszkał sam z owdowiałą matką na Leona Sapiehy 47a"
ul. Kadecka 12 / ul. Hwardijska 12
"Pomoc dziadka nie ogranicza się do pierścionków. Wynajmuje dla młodych ich pierwsze mieszkanie przy ulicy Kadeckiej 12"
Park Stryjski
Plac Powystawowy (Park Stryjski)
"Babka Hoffmanowa często zabierała dzieci na spacery do Parku Stryjskiego. Po parku kręcili się preclarze z koszami pełnymi precli i słodyczy, przewieszonymi przez plecy i ramię"
"Przy wejściu do parku na stołkach siedziały handlarki i na małych stolikach rozkładały owoce i jagody"
"Któregoś roku do Lwowa przyjechał ze Stanów Zjednoczonych zespół kowbojów Buffalo Billa i w Parku Stryjskim na Placu Powystawowym dawali pokazy. Mieli nieduże konie i stojąc na ich grzbietach jeździli z lassem w ręku, pokazując różne akrobacje"
"Przy wejściu do parku na stołkach siedziały handlarki i na małych stolikach rozkładały owoce i jagody"
"Któregoś roku do Lwowa przyjechał ze Stanów Zjednoczonych zespół kowbojów Buffalo Billa i w Parku Stryjskim na Placu Powystawowym dawali pokazy. Mieli nieduże konie i stojąc na ich grzbietach jeździli z lassem w ręku, pokazując różne akrobacje"
Kościół Marii Magdaleny (ul. Sapiehy / ul. Bandery)
"W niedzielę szliśmy gremialnie na mszę, początkowo do Jezuitów, później do pobliskiego kościoła Marii Magdaleny"
Biblioteka Baworowskich, ul Ujejskiego / ul. Ustianowicza
"Cały róg ulicy Technickiej zajmują ogrody i Biblioteka Baworowskich"
Pałac Cieńskich
"Vis a vis w pięknym pałacyku mieszkają Cieńscy, jedna z najbogatszych rodzin ziemiańskich w Małopolsce"
ul. Sykstuska / ul. Doroszenki, ul. Kleinowska / ul. Kameniariw
"Ulica Sykstuska z jednej strony zbiega się z Kleinowską, gdzie mieszkają dziadkowie, z drugiej odchodzi do reprezentacyjnej ulicy Karola Ludwika i biegnie do stoków wzgórza i kościoła Marii Magdaleny. Wuj Zbyszek ulicę Sykstuską zna szczególnie dobrze, bo jako nastolatek kocha się w córce dr. Reinlandera"
ul Sykstuska 64a / ul. Doroszenki 64a
"Z początkiem 1917 roku dziadek jedzie sam na dwa miesiące do Lwowa. Mieszkanie we Lwowie na Kleinowskiej jest rozkradzione i zdewastowane, choć część mebli się uchowała. Dziadek wynajmuje inne mieszkanie przy ulicy Sykstuskiej 64a, na drugim piętrze, a na pierwszym urządza swoje biuro. Tak jak na Kleinowskiej, na parterze mieszkają znowu państwo Gintowtowie. Kamienica należy do Agenora Gołuchowskiego i w parę lat później dziadek ją odkupuje od rodziny Gołuchowskich"
ul. Kleinowska 3 / ul. Kamenariw 3
"W 1910 roku Stefan Neuhoff rezygnuje z posady na kolei w Tarnopolu i przenosi swoją firmę budowlaną do Lwowa. Wynajmuje mieszkanie w pobliżu Ogrodu Pojezuickiego, na drugim piętrze w kamienicy należącej do dr. Rosnera, przy Kleinowskiej pod numerem 3. Drugie mieszkanie na tym piętrze zajmują państwo Gintowt-Ubysz-Dziewiałtowscy. Ulica Kleinowska jest bardzo prestiżowa, tu mieszka lwowska elita: profesor literatury Bronisław Gubrynowicz, brat wydawcy Ludwika Gubrynowicza, hrabia Scazighino, austriacki generał Robert Lamezan de Salins, hrabia Leon Piniński, profesor prawa rzymskiego, człowiek fenomenalnej kultury i wykształcenia i były namiestnik Galicji. W kamienicy dziadków na pierwszym piętrze mieszka stara hrabina Suchodolska, a na parterze mieści się biuro dziadka. Przy bramie zainstalowano marmurową tablicę: "Inż. cyw. Stefan Neuhoff. Biuro inżynieryjne". Tu będzie się przygotowywać plany do pierwszej dużej lwowskiej pracy dziadka, rozbudowy hali peronowej stacji pasażerskiej i budowy nowego dworca towarowego"
Pałac Barona Brunickiego
"W tym miejscu Kleinowska przecina ulicę Technicką i po drugiej stronie skrzyżowania znajduje się pałacyk barona Brunickiego, położony na wzgórzu, jego stoki na wiosnę obsadzano tulipanami i hiacyntami"
Sacre Coeur
"Sześcioletnią Zosię rodzice zapisują do Sacre Coeur, zakładu wychowawczego prowadzonego przez siostry, gdzie nabywa wszelkich atrybutów niezbędnych dla młodej panienki z dobrego domu, łącznie z umiejętnością wsiadania i wysiadania z powozu"
Katedra św. Jura
"Kiedy za czasów metropolity Andrzeja Szeptyckiego zaczęły się naciski, ażeby grekokatolicy chodzili do cerkwi, babcia powiedziała Basi, że na nabożeństwo powinna chodzić do katedry św. Jura. Krótko to trwało, bo kiedy podczas spowiedzi wielkanocnej ksiądz zbeształ ją za to, że mówi po rusku łamanym językiem, oburzona Basia kategorycznie oświadczyła w domu mojej babce, że jej noga tam więcej nie stanie"
Ogród Pojezuicki / Park I. Franki
"Lwowiacy odznaczają się swoistym dowcipem i brakiem rewerencji do lokalnych znamienitości, kochają swoich bohaterów i sławnych współziomków, lecz nie bałwochwalczo. W 1901 roku na placu w Ogrodzie Pojezuickim postawiono pomnik Agenora Gołuchowskiego, długoletniego namiestnika Galicji. Pomnik stanął tuż koło miejskiego klozetu, popularnie przez mieszkańców zwanego "sraczem magistrackim"; na odsłonięcie zaproszono wielu honoracjorów i wysokich dygnitarzy. Po przemówieniach zrzucono płótno okrywające pomnik i Gołuchowski ukazał się zebranym z blaszanym nocnikiem na głowie i z wielką kartką w ręku z następującym wierszykiem: "Przy wychodku stoi, / papir w ręku trzyma, / wysrać si ni może, / dziury w dupie ni ma""
ul. Kraszewskiego / ul. Kruszelnickiej
"Po powrocie z Gdańska Zbyszkowie wynajmują mieszkanie na ulicy Kraszewskiego, na wprost Ogrodu Pojezuickiego"
"Po wielu latach w letni ciepły wieczór szedłem ulicą Kraszewskiego. Powietrze przesycone było zapachem czeremchy kwitnącej w Ogrodzie Pojezuickim. W pewnym momencie zobaczyłem w oknie parterowego mieszkania postać kobiecą otuloną w szal, wsłuchaną w wieczorny rozgwar ptaków w parku. Była to pani Helena Niewiarowiczowa"
ul. Słowackiego, ul. Sykstuska / ul. Słowackiego, ul. Doroszenki
"Sykstuska była przecięta w połowie przez ulicę Słowackiego. Od słowackiego do Karola Ludwika była strefa handlowa, po obu stronach ciągnął się nieprzerwany sznur sklepów, środkiem szedł tramwaj i skręcał w ulicę Słowackiego. Od Słowackiego w drugą stronę Sykstuska była wyłącznie mieszkaniowa z wyjątkiem trzech małych sklepów u zbiegu z Kleinowską: był to sklep towarów spożywczych pod firmą Icek Kandel, sklep nafty Matyldy Matyskiewiczówny oraz szynk Arona Reitera. Domy były stare, lecz dobrze utrzymane. W sklepie panny Matyskiewicz stały dwa zbiorniki metalowe, o dużej pojemności; na jednym był napis: "nafta zwykła", na drugim "nafta salonowa". Właścicielka sklepu, mała okrąglutka osóbka, gładko uczesana z kokiem z tyłu głowy i z zachęcającym uśmiechem, fachowo podkładała z wieloletnią wprawą duży lej pod kurek zbiornika i napełniała naftą flaszkę klienta. W roku 1911 młode małżeństwo żydowskie wynajęło obok lokalu panny Matyldy mały lokal sklepowy, bez szyby wystawowej, i założyło sklep towarów spożywczych pod firmą Icek Kandel. Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa, powołano Kandla do wojska austriackiego. Poległ w pierwszych dniach wojny. Żona jego prowadziła sklep dalej, a kiedy później wymurowano w kamienicy większy lokal sklepowy, przeniosła się do niego, rozszerzyła zakres handlu i tam pracowała dalej sama. Trzeci sklep był to szynk Arona Reitera, mały i cichy, miał raczej charakter klubu, gdzie schodzili się dozorcy z okolicznych kamienic na "jednego głębszego" i pogawędkę. Aron Reiter, wtedy już w średnim wieku, utrzymywał swój lokal na poziomie otaczających go domów.
Pierwsza kamienica na Sykstuskiej, od rogu Słowackiego, miała przy bramie przybitą dużą płytę z białego marmuru z wyrytym u góry emblematem perskim. Leżący lew trzymał w przednich łapach pionowo antyczną szablę, a pod nim był napis: "Dr. Reinhold, przyboczny lekarz szacha perskiego i nadworny lekarz wielkiego księcia badeńskiego, ordynuje w chorobach gardła, uszu i nosa". W pogodne letnie dni co czwartku tym odcinkiem ulicy Sykstuskiej, koło tablicy przybocznego lekarza szacha perskiego, przechodził stary, pochylony człowiek, niosąc na plecach czarną skrzynię, katarynkę, a na niej wynędzniałą zieloną papugę z wystrzępionym ogonem. W lewej ręce trzymał składany stojak służący mu jako podparcie. Szedł zmęczonym powolnym krokiem i wchodził do niektórych bram, tam gdzie w sieniach nie było karty z napisem: "Żebrakom i domokrążcom wstęp wzbroniony". Na podwórzu rozkładał stojak, ustawiał katarynkę i wnet rozlegały się chrapliwe dźwięki walca z "Wesołej wdówki" Lehara. Zielona papuga siedziała na katarynce, a obok niej stała skrzynka z losami, na każdym przepowiednia przyszłości. Wtedy otwierały się kuchenne okna i na podwórze spadały drobne monety zawinięte w papierek. Najczęściej po kuchennych schodach zbiegały kucharki i pokojówki i płaciły osobno za wyciągnięcie przez papugę losu. Po zakończeniu obchodu kataryniarz zbierał swoje łachy i szedł do szynku Arona Reitera, opadał ciężko na ławę, na mały blaszany talerzyk sypał papudze jedzenie, a sam się posilał "jednym wzmocnionym". Nikt nie wiedział jak się kataryniarz nazywał, skąd i dokąd szedł. Kiedy po pierwszej wojnie światowej wróciliśmy z Wiednia do naszego mieszkania na Sykstuskiej, nigdy już go nie widziałem.
Na odcinku Sykstuskiej między Legionów a ulicą Słowackiego inaczej przedstawiały się sprawy żebracze. Ponieważ była to część handlowa, gdzie był duży i chaotyczny ruch przechodniów i przejazdy tramwajów, kataryniarz tam nie mógłby nawet krążyć. Większość sklepów na tym odcinku była żydowska i stworzyła swoisty system dawania jałmużny, a żebracy swoisty sposób jej brania: w dni letnie i pogodne, kiedy drzwi sklepów były otwarte, stawiano na progu stolik i na nim, wzdłuż boków układano monety, austriackie centy, później polskie grosze. Żebracy wiedzieli, że wolno im wziąć tylko jedną monetę. Brali ją i szli dalej. W zimie układano monety wzdłuż brzegów lady, stojącej najbliżej drzwi. Wówczas chuda, pokryta żółtą skórą ręka wsuwała się szybko przez ledwo uchylone drzwi, chwytała monetę i znikała. Tak samo dawali jałmużnę w żydowskich księgarniach przy ulicy Batorego. W nieżydowskich sklepach dawali jałmużnę czekającym u wejścia żebrakom pracownicy sklepu"
Pierwsza kamienica na Sykstuskiej, od rogu Słowackiego, miała przy bramie przybitą dużą płytę z białego marmuru z wyrytym u góry emblematem perskim. Leżący lew trzymał w przednich łapach pionowo antyczną szablę, a pod nim był napis: "Dr. Reinhold, przyboczny lekarz szacha perskiego i nadworny lekarz wielkiego księcia badeńskiego, ordynuje w chorobach gardła, uszu i nosa". W pogodne letnie dni co czwartku tym odcinkiem ulicy Sykstuskiej, koło tablicy przybocznego lekarza szacha perskiego, przechodził stary, pochylony człowiek, niosąc na plecach czarną skrzynię, katarynkę, a na niej wynędzniałą zieloną papugę z wystrzępionym ogonem. W lewej ręce trzymał składany stojak służący mu jako podparcie. Szedł zmęczonym powolnym krokiem i wchodził do niektórych bram, tam gdzie w sieniach nie było karty z napisem: "Żebrakom i domokrążcom wstęp wzbroniony". Na podwórzu rozkładał stojak, ustawiał katarynkę i wnet rozlegały się chrapliwe dźwięki walca z "Wesołej wdówki" Lehara. Zielona papuga siedziała na katarynce, a obok niej stała skrzynka z losami, na każdym przepowiednia przyszłości. Wtedy otwierały się kuchenne okna i na podwórze spadały drobne monety zawinięte w papierek. Najczęściej po kuchennych schodach zbiegały kucharki i pokojówki i płaciły osobno za wyciągnięcie przez papugę losu. Po zakończeniu obchodu kataryniarz zbierał swoje łachy i szedł do szynku Arona Reitera, opadał ciężko na ławę, na mały blaszany talerzyk sypał papudze jedzenie, a sam się posilał "jednym wzmocnionym". Nikt nie wiedział jak się kataryniarz nazywał, skąd i dokąd szedł. Kiedy po pierwszej wojnie światowej wróciliśmy z Wiednia do naszego mieszkania na Sykstuskiej, nigdy już go nie widziałem.
Na odcinku Sykstuskiej między Legionów a ulicą Słowackiego inaczej przedstawiały się sprawy żebracze. Ponieważ była to część handlowa, gdzie był duży i chaotyczny ruch przechodniów i przejazdy tramwajów, kataryniarz tam nie mógłby nawet krążyć. Większość sklepów na tym odcinku była żydowska i stworzyła swoisty system dawania jałmużny, a żebracy swoisty sposób jej brania: w dni letnie i pogodne, kiedy drzwi sklepów były otwarte, stawiano na progu stolik i na nim, wzdłuż boków układano monety, austriackie centy, później polskie grosze. Żebracy wiedzieli, że wolno im wziąć tylko jedną monetę. Brali ją i szli dalej. W zimie układano monety wzdłuż brzegów lady, stojącej najbliżej drzwi. Wówczas chuda, pokryta żółtą skórą ręka wsuwała się szybko przez ledwo uchylone drzwi, chwytała monetę i znikała. Tak samo dawali jałmużnę w żydowskich księgarniach przy ulicy Batorego. W nieżydowskich sklepach dawali jałmużnę czekającym u wejścia żebrakom pracownicy sklepu"
Kancelaria Argasińskiego (Słowackiego 8)
"Dla Maksa rok 1928 jest rokiem przełomowym. Nie tylko jako ukończony prawnik rozpoczyna pracę zawodową w kancelarii adwokata Argasińskiego, ale na balu karnawałowym poznaje studentkę trzeciego roku prawa, Zosię Neuhoffównę i zwierza się swojej siostrze Ludwice, że spotkał tę jedyną kobietę w swoim życiu"
Poczta
Kasyno Końskie (ul. Listopadowego Czynu 6)
"Drugą taką instytucją we Lwowie było Kasyno Końskie, do którego należeli arystokraci i ziemianie, ale zwykli śmiertelnicy nie mieli tam wstępu"
Plac Smolki / Plac Hryhorenki
"Dyrekcja austriackiej policji znajduje się przy Placu Smolki, a dyrektor, dr Józef Reinlander, mieszka z rodziną na ulicy Sykstuskiej, jest bardzo przychylny Polakom i często idzie im na rękę. We Lwowie stoją garnizony austriackiej piechoty i kawalerii"
Brygidki
"W chwili najazdu niemców na ZSRR 22 czerwca 1941 roku Lwów znajduje się w rękach rosyjskich. Natychmiast po ogłoszeniu działań wojennych sowieci robią gwałtowne przygotowania do wycofania się ze Lwowa. Do tych przygotowań należą masowe mordy polskich więźniów w Brygidkach i w prowizorycznych więzieniach rozsianych po całym Lwowie. Warkot motorów ciężarówek tłumi odgłos strzałów. Egzekucje przeprowadzane przez NKWD w piwnicach i na podwórzach trwają cały tydzień, aż do 30 czerwca, kiedy o drugiej w nocy ostatnie oddziały radzieckie opuszczają miasto. W parę godzin później do Lwowa wkraczają Niemcy, zastając "mokrą robotę" już wykonaną przez wroga"
ul. Słoneczna / ul. Kulisza
"Antyki można znaleźć nie tylko w eleganckich salonach i antykwariatach, również w biedniejszych sklepach handlujących starzyzną. We Lwowie takie sklepy mieszczą się głównie w dzielnicy żydowskiej, począwszy od targowiska tuż za Teatrem Wielkim i biegną wzdłuż ulicy Słonecznej, dużej arterii handlowej"
"Jak mnie objaśnił Dominik, większość sklepów ze starzyzną należała do rodziny Ritel. Znał on dobrze trzy sklepy: taty Ritla, syna Ritla i wujcia Ritla. Lokal taty Ritla, obszerny i jasny, miał czystą szybę wystawową, z sufitu wisiała kilkuramienna lampa. W sklepie panował ład. Ściany obwieszone były oleodrukami w bogato złoconych ramach, ulubione dekoracje lwowskich mieszczańskich salonów, a królowała Siemiradzkiego "Lidia i Ursus", wymiarami dominując nad innymi dziełami malarskimi Ritlowego sklepu"
"W kilka miesięcy później poznałem sklep syna Ritla. Dom piętrowy, fasada obdrapana, lokal mały i ciemny, bo żaluzja wystawowa była stale opuszczona. Na pierwszym planie stałą ogromna kanapa, obita czarną skórą, obrzeżona na oparciu żółtą listwą, typowa kanapa z austriackiego biura państwowego"
"Jak mnie objaśnił Dominik, większość sklepów ze starzyzną należała do rodziny Ritel. Znał on dobrze trzy sklepy: taty Ritla, syna Ritla i wujcia Ritla. Lokal taty Ritla, obszerny i jasny, miał czystą szybę wystawową, z sufitu wisiała kilkuramienna lampa. W sklepie panował ład. Ściany obwieszone były oleodrukami w bogato złoconych ramach, ulubione dekoracje lwowskich mieszczańskich salonów, a królowała Siemiradzkiego "Lidia i Ursus", wymiarami dominując nad innymi dziełami malarskimi Ritlowego sklepu"
"W kilka miesięcy później poznałem sklep syna Ritla. Dom piętrowy, fasada obdrapana, lokal mały i ciemny, bo żaluzja wystawowa była stale opuszczona. Na pierwszym planie stałą ogromna kanapa, obita czarną skórą, obrzeżona na oparciu żółtą listwą, typowa kanapa z austriackiego biura państwowego"
Plac Gołuchowskich / Plac Torhowy
"Popularną postacią Lwowa byli handełesy i oni też figurują w galerii typów opisanych przez wujka Zbyszka. Byli to starzy Żydzi, którzy skupowali rzeczy używane w prywatnych mieszkaniach. Starcy ci, będący poza możliwościami innego zarobkowania, nędznie ubrani i w butach wielokrotnie łatanych, chodziło od domu do domu i z podwórza oznajmiali swoją obecność, wołając "handełe, handełe". Jeżeli ich zawołano, wdrapywali się na piętra kuchennymi schodami i zaczynał się handel. Kupowali wszystko, co wchodziło w zakres gospodarstwa domowego, najczęściej bieliznę, ubrania, obuwie. Przeglądali dokładnie towar, bo odsprzedawali go potem sklepom starzyzny za Teatrem Wielkim. Kupione rzeczy wpychali do worka i szli dalej szukać nowych możliwości zarobku"
Teatr Skarbkowski, ul Skarbkowska / ul. Ukrainki
"Wtedy aktorzy polscy nie mieli przywilejów, jakie nadano aktorom niemieckim; dopiero w 1837 roku hrabia Stanisław Skarbek takie same uprawnienia dla nich wywalcza w Wiedniu i funduje pierwszy gmach znany jako Teatr Skarbkowski. Gwiazdą teatru zostaje Aniela Aszpergerowa, z domu Kamińska, urodzona w Warszawie. Jako młodziutka aktorka przenosi się około 1840 roku z Warszawy do Lwowa wraz z mężem, Wojciechem, dyrektorem zespołu teatralnego i na inaugurację Teatru Skarbkowskiego w 1842 roku występuje w roli Anieli w "Ślubach panieńskich""
Opera
"W 1900 roku powstaje nowy budynek Teatru Wielkiego w stylu paryskiej Opery Garnier, dyrektorem jego zostaje Tadeusz Pawlikowski. W operze występują głównie zagraniczni śpiewacy, przeważnie Włosi, choć sopranem bohaterskim Opery Lwowskiej jest Janina Korolewicz-Waydowa, uczennica genialnego pedagoga, Walerego Wysockiego. Drugim absolwentem tego samego Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego we Lwowie i uczniem tego samego nauczyciela jest bas-baryton Adam Didur. Debiutuje on w mediolańskiej La Scali w 1903 roku, następnie w 1908, na arenie światowej w nowojorskiej Metropolitan Opera, gdzie będzie śpiewać przez następne ćwierćwiecze. I nie tylko w Nowym Jorku. Didur ma ogromne wzięcie na innych prestiżowych scenach: w Egipcie, w Buenos Aires, w Rio de Janeiro. Urlopy czasem spędza z rodziną we Lwowie i okresowo występuje w Teatrze Wielkim. Moja matka wspomina go w roli Mefistofelesa w "Fauście" Gounoda. Głęboki śmiech diabelski w drugim akcie był niepowtarzalną sztuką Didura"
Pasaż Fellerów
Pasaż Hausmanna / Krywa Lypa
"W XIX w. w Europie powstała moda na kryte pasaże i we Lwowie zbudowano ich wtedy kilka: Andriollego, Hausmanna, Fellerów"
Teatr Żydowski
"We Lwowie działa Teatr Żydowski, gdzie grają sztuki w języku jidysz. Dyrektor Jakub Gimpel sprowadza zespoły z Rosji z Kamińską w "Dybuku""
Hotel i restauracja Imperial
"Po teatrze szło się do restauracji Imperial, gdzie przychodzili śpiewacy, między innymi często Korolewicz-Waydowa z mężem. W niej kochał się mój okulista, dr Alfred Burzyński. Przysyłał jej stale olbrzymie kosze kwiatów"
Kauczyński i Oberski, ul. Legionów 7 / Prospekt Swobody 7
"Sklep Kauczyński i Oberski, jedyny z zabawkami we Lwowie, przy ulicy Karola Ludwika, prawie u zbiegu Sykstuskiej, wydał mi się rajem. Konie na biegunach, lalki o porcelanowych głowach okrytych perukami z prawdziwych włosów, żołnierzyki, wszelkiego rodzaju broń i tekturowe twierdze i zamki, a dla starszych dzieci drukarki z gumowymi czcionkami"
Cukiernia Bienieckiego
"Pośród innych kawiarni przy ulicy Legionów, od jednego końca jest dawny Sotchek, od drugiego stara cukiernia Aleksandra Bienieckiego, a trzecia, równie stara przy Trzeciego Maja ongiś należała do ojca poety Leopolda Staffa"
Kawiarnia Wiedeńska, Wały Hetmańskie / Prospekt Swobody
"Jest to najbardziej ruchliwy przystanek miasta, zaraz przy nim jest kawiarnia Wiedeńska, która odgrywa rolę centrali "do załatwiania interesów". W sali królował olbrzymi bufet urządzony na modłę wiedeńską, rozsiane po całej sali bez ładu i składu stały żelazne okrągłe stoliki i krzesła, w powietrzu unosił się zapach kawy, piwa i tytoniu. Wiedeńską odwiedzali tylko mężczyźni, mówiono tu o interesach. Tu była czarna giełda, tu odbywały się sprzedaże i kupna domów i parcel, wynajmów i dużych transakcji towarowych. Od kawiarni Wiedeńskiej nazwę przyjął przystanek tramwajowy. Wokół pobliskiego pomnika króla Jana Sobieskiego był mały placyk, gdzie ojcowie miasta umieścili ławki z oparciami z drewnianych listew i tu była mała ekspozytura kawiarni Wiedeńskiej, tu siedzieli starzy, biedni żydowscy faktorzy, pośrednicy małych nieruchomości"
Księgarnia Gubrynowicza
"Gubrynowicza istytut wydawniczy specjalizuje się w tematyce kultury polskiej i jednym z ich autorów jest Kazimierz Kolbuszewski, profesor historii literatury polskiej na Uniwersytecie Jana Kazimierza i znawca historii teatru"
Plac św. Ducha / Plac Pidkowy
Kościół Jezuitów
"W niedzielę szliśmy gremialnie na mszę, początkowo do Jezuitów, potem do pobliskiego kościoła Marii Magdaleny. Często po "dwunastówce" u Jezuitów wuj Michał z żoną przychodzili do nas na "drugie śniadanie", bardzo sute, z wódką, winem, szynką, sardynkami i kawiorem, które przeciągało się do późna. "Dwunastówka u Jezuitów to msza dla okolicznego ziemiaństwa i lwowskiej arystokracji. Od wejścia do głównego ołtarza rozściela się czerwony chodnik, msza jest cicha, jedynie z towarzyszeniem organów. Dla najbardziej dostojnych gości krzesła ustawione są zaraz przy głównym ołtarzu, a na tacę sypią się srebrne korony"
Pasaż Andriollego, wybudowany w XIX w.
Rynek, Ratusz
"Rynek rano obsadzony był przekupkami. Siedziały na niskich stołkach przed kupą towaru, kartofli, buraków, cybuli, jaj i wiejskiego sera. Miały swoją famę, mówiło się powszechnie "pyskata jak lwowska przekupka". Miały też swoisty dowcip. Po Lwowie kursowała anegdotka, jeszcze z czasów austriackich, o tym, jak raz młody człowiek kupił od jednej gorące flaczki, ale jak je zaczął jeść, nagle zawołał: "Pani, ta w tych flakach jest szmata!". Na co przekupka, bez chwili wahania: "A ty chciał, żeby ja tobi do flaków za dwa centy dała aksamitki?""
Atlas
"Z kawalerskich czasów wuj Zbyszek najchętniej chodzi z kolegami do knajpy Atlasa przy Rynku, gdzie życie rozpoczyna się wczesnym rankiem, a kończy przed świtem. W letnie pogodne noce, w słabym oświetleniu latarń ulicznych, Rynek lwowski zmieniał wygląd. Znikał hałas i obdrapane mury kamienic, widoczne były jedynie falujące kontury domów i masyw Ratusza z roztańczoną wieżą, otulone przezroczystą pajęczyną poezji, zwłaszcza kiedy już przed świtem wyszło się z knajpy Atlasa. Urządzona na zwór knajp paryskich, knajpa Atlasa była przybytkiem, gdzie Sztuka pływała w alkoholu. Duża hala o biało-brudnych ścianach, kamiennej podłodze, o zarośniętym rzerzuchą pyłu zewnętrznym oknie, zastawiona była żelaznymi stolikami i żelaznymi krzesłami, źle oświetlona i zakopcona wyziewami piwa i tytoniu. Usługa w białych uniformach była zwinna i sprawna w wyciąganiu korków z butelek. Siedząc u Atlasa miało się wrażenie, że opary alkoholu są nierozłącznym elementem Sztuki. Przed południem, kiedy Rynek był pełny, ten i ów wpadał tu na "jednego głębszego", a po południu lokal był przeważnie pusty. Dopiero wieczorem knajpa się zapełniała. Po dziesiątej, po przedstawieniu w teatrze, zasiadali aktorzy dramatu i komedii przy długim, prostokątnym stole zarezerwowanym dla nich"
Katedra Wołoska
"Ten sam tramwaj jedzie dalej pod górę aż na Wysoki Zamek"
Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń