Karpaty Wschodnie, Ukraina (wyprawa pierwsza) (część II)

Druga część zakarpackiej opowieści. Zapraszam do lektury

Część pierwsza znajduje się tutaj
Część trzecia znajduje się tutaj


Obok wielka beczka, w której ktoś chyba pomieszkiwał.

Beczka w Smerekowie

Wszystkie mijane przez nas górskie wsie nie mają asfaltowej nawierzchni, co czyni je jeszcze bardziej atrakcyjnymi.

 Smerekowo

Szkoła w Smerekowie to malutki, parterowy budyneczek, pokryty eternitowymi płytami. Dookoła rosną jabłonie. Na ścianach arcydzieła minionej epoki - coś, na co zawsze ostrzę zęby.

Pod szkołą w Smerekowie

Niechaj zawsze będzie pokój! (Smerekowo, szkoła)

  Perszyj raz - u perszyj klas (Smerekowo, szkoła)

Po uwiecznieniu galerii obrazów wpadamy na położony przy drodze sklepobar. Część biesiadna znajduje się w środku, a więc typowego podsklepia brak.

  Sklepobar (Smerekowo)

Są za to przedsklepowe schody, które z powodzeniem pełnią funkcję ławeczek i stolików. 

 Przed sklepobarem (Smerekowo)


Obok budynku wystawa moich ulubionych maszyn. Dojeżdża jeszcze jedna - bydlę wyładowane po brzegi drewnem. Pojawia się kilku panów i zaczynają przeładowywać owo drewno z jednej paki na drugą.
 

 Skurwiele (Smerekowo)

Po opróżnieniu kufelków ruszamy dalej. Wiemy już, że trzeba powoli rozglądać się za miejscem na nocleg.

  Smerekowo

Będąc już prawie na krańcu Smerekowa, zza naszych pleców nadjeżdża Uaz z trzema panami na pokładzie. Pytają, czy wszystko w porządku, czy może nie trzeba pomóc. Oczywiście wszystko jest OK, więc oddalają się i giną gdzieś za horyzontem.

  Smerekowo

Zapomniałem jeszcze dodać, że wraz z nami wędruje znaleziony jeszcze w Pereczynie pod mostem na Użu, bezuchy miś. Jest przypięty do plecaka Łukasza i otrzymał od niego imię Mariusz. Na brzuszku ma pozostałości kółek olimpijskich co wskazuje, że była to maskotka igrzysk, prawdopodobnie tych moskiewskich w 1980 r. 

 Miś Mariusz

Spory kawałek za wsią wchodzimy na dość rozległe łąki. Na jednej z nich stoi Uaz, którego kierowca oferował nam wcześniej pomoc. Okazuje się, że to deweloper z architektami z Kijowa. Kupili ziemię w tym zacisznym miejscu i przyjechali snuć plany względem swojej inwestycji. Mówią, że będą budować w tradycyjny sposób, używając mieszanki tutejszej gliny i ziemi. Trochę niepokoi mnie fakt, że w tak fantastycznym miejscu mogłoby powstać nadęte osiedle dla napompowanych pieniędzmi ludzi. Trzeba tu będzie zajrzeć za 10 lat i zobaczyć co z tego wyszło.

  UAZ  chłopców z Kijowa

Żegnamy się z kijowskimi budowniczymi i lecimy dalej. Robi się już późno, miejsca pod namioty brak. To znaczy miejsca są, ale nigdzie nie ma wody. W końcu udaje się odszukać odpowiednie. Jest to mała polanka pośród młodego lasu, więc z automatu dostęp do drewna jest. Strumień też się znalazł, chociaż w jego przypadku "strumień" to zbyt wiele powiedziane. Odpowiedniejszym jest słowo "strużka". Koryto tego cieku ma może 40-50 cm szerokości, ale to już w zupełności wystarcza by zapewnić sobie podstawowe czynności kąpielowe. I znów podział ról - ludzie rozpalają ognisko, rozbijają namioty, urządzają wycieczki po opał do lasu, a część oczywiście bierze prysznic.

  Biwak gdzieś za Smerekowem

Nad ranem przychodzi burza. Jest głośno, ale deszcz praktycznie nie pada. Parę godzin później zwijamy manatki i wyruszamy. Idziemy w kierunku wsi Bukiwcowo, a dokładnie do Monasteru Troickiego, który jest niejako w niej umiejscowiony, jednak kilka kilometrów marszu od pierwszych zabudowań. W lesie droga znów się kończy, dlatego przedzieramy się na przełaj. 

 Przełajowy marsz gdzieś między Smerekowem i Bukiwcowem

W pewnym momencie wyrasta przed nami niezbyt wysoka, ale dość stroma górka. Coś w stylu uskoku. Wdrapujemy się na nią mozolnie po czym odkrywamy, że stoimy na ścieżce. Idąc tą ścieżką, po dłuższej chwili, docieramy do pierwszych klasztornych zabudowań. 

 Monaster Troicki (Bukiwcowo)

W zasięgu wzroku nie ma nikogo oprócz dwóch robotników i mnicha, kopiących dół pod fundamenty jakiejś nowej budowli. Pytamy, czy możemy posiedzieć i chwilę odpocząć. Mnich się zgadza. Otwieramy kilka czekolad i dzielimy się nimi także z ludźmi przy łopatach. Mam wrażenie, że w ogóle nie zwracają na nas uwagi. Tylko pracują, o nic nawet nie pytają. Czekoladę natomiast biorą chętnie, ciesząc się przy tym jak dzieci. 

 Prace budowlane (Monaster Troicki, Bukiwcowo)

Przy wejściu na teren kompleksu klasztornego znajduje się święte źródełko. Obok stoi szkielet konstrukcji z basenikiem, który stanowi pierwszy etap budowy miejsca do rytualnych kąpieli. Nalewamy wodę ze źródełka do butelek i człapiemy dalej. 

Święte źródełko (Monaster Troicki, Bukiwcowo)

 W drodze do centrum Bukiwcowa

Po około 20 minutach docieramy do Bukiwcowa. Niestety, nie udaje się nam znaleźć sklepu, co jest bardzo niepokojące, gdyż mamy praktycznie końcówkę prowiantu i napojów. Jest tylko budynek, który kiedyś był sklepem. 

 Eks-sklep (Bukiwcowo)

Przy głównej drodze kwitną jabłonie. Zaparkowane na poboczu samochody świadczą o tym, że ktoś tu mieszka, żyje. Gdyby nie one, miałbym duże wątpliwości, czy w wiosce są jacyś ludzie. 

 Bukiwcowo

Na jednym z budynków wisi tabliczka, na której wdzięczni mieszkańcy Bukiwcowa dziękują żołnierzom Armii Czerwonej za wybawienie ich od faszystowskiego najeźdźcy. Płyta była częścią większej dziękczynnej konstrukcji, której ślad widać dookoła. Ktoś rozebrał, ale kamiennej tablicy usunąć nie zdołał. 

 Tablica dziękczynna (Bukiwcowo)

Kawałek dalej, w lasku, stoi także wotywny pomniczek. Jest bardzo omszały i zarośnięty trawą. 

 Pomnik poświęcony żołnierzom Armii Czerwonej (Bukiwcowo)

Dzwonią Michał i Karolina. Przybyli elektryczką do miejscowości Dubryniczi. Nie jest to do końca dobra informacja, ponieważ znajdujemy się w najbardziej z całej trasy oddalonym od linii kolejowej miejscu. Według moich obliczeń, dzielący nas dystans wynosi około 20 km. Co prawda, szlak zmierza w teraz w stronę najbliższej stacji, jednak mamy obawy czy uda nam się dzisiaj spotkać. W każdym razie jesteśmy w kontakcie i postanawiamy monitorować sytuację na bieżąco. Polecam Michałowi i Karolinie dostać się jakoś na sam koniec wsi Czornohołowa do miejsca, w którym rzeka Liuta skręca w prawo pod kątem 90 stopni. 

 Karpaty Wschodnie w okolicy Bukiwcowa

My kierujemy się za to cały czas w stronę doliny Liuty, by stamtąd spróbować dostać się do Michałów. Nagle typowa droga się kończy i w dół trzeba iść korytem strumyczka, płynącego między okropnie śliskimi kamieniami. 

 
 W drodze do doliny Liuty

Mimo dość znacznej stromizny, w błocie, między kamieniami, zauważamy całkiem świeży ślad jakiegoś sporego pojazdu. Na pewno ciężarówki. Nie widzę nigdzie odcisku bliźniaka, więc prawie na stówę jestem pewien, że cisnął tędy Gaz. Te maszyny wjadą dosłownie wszędzie.

  W drodze do doliny Liuty

Docieramy do rzeczki Liutianka, dopływu Liuty.  Do samego ujścia mamy niecałe 5 km. Zaczyna robić się późno. Droga jest niezła, ale bardzo błotnista. Widać ślady opon. Okazuje się, że rzeczka w kilku miejscach krzyżuje się z drogą. W takich miejscach mosty nie są oczywiście potrzebne, dlatego czeka nas przeprawa.  Część ludzi próbuje forsować bród korzystając z powalonych drzew i konarów, inni po prostu ściągają buty i podwijają nogawki.

  Przeprawy w dorzeczu Liuty

Ci najbardziej wyczerpani korzystają z uprzejmości silniejszych kolegów.

  Przeprawy w dorzeczu Liuty

Okazuje się, że takich przepraw jest na naszej drodze sporo. Mają one swoje plusy i minusy. Plus jest niewątpliwie taki, że zmęczona kilkunastokilometrowym człapaniem stopa, zanurzywszy się w zimnej, górskiej wodzie, otrzymuje trudną do opisania dawkę ulgi. To świetne, relaksujące uczucie. Minus stanowi wielokrotne ściąganie i zakładanie skarpet oraz butów (i oczywiście suszenie mokrych stóp). U mnie, jak i u kilku innych osób, sprawę dodatkowo komplikują odciski. Ulga w zimnej wodzie ulgą, ale trzeba iść taką nogą po kamieniach, co, rzecz jasna, jest bolesne jak cholera. Sprawę ratują zwykłe, domowe klapki. 

 
Przeprawy w dorzeczu Liuty
 

 Przeprawy w dorzeczu Liuty

 Przeprawy w dorzeczu Liuty (zmęczony autor)

Przeprawy w sumie były cztery. Kilkaset metrów za ostatnią płynie już Liuta. Jest to takie miejsce, z którego mamy najbliżej do Michała i Karoliny. Według mapy, jakieś 4 km. Niestety, w prostej linii, a to oznacza, że trzeba brnąć przez las na przełaj. Godzina 19, nikt nie ma pojęcia co dzieje się w tym lesie. Skończyły się także zapasy a to oznacza, że dochodząc do dwójki naszych znajomych nie będziemy mieli co jeść. Postanawiamy nie ryzykować i dostać się do najbliższej wsi, Liuty, tam uzupełnić braki jedzeniowo-napojowe i z samego rana ruszyć w kierunku Czornohołowy. Pierwsze zabudowania Liuty pojawiają się po jakiś 3 km.

 Liuta, początek wsi

Główna droga wsi biegnie równolegle do rzeki. Wieś i rzeczka mają taką samą nazwę - Liuta. W oko wpada nam przytulna łączka na drugim brzegu. Biega po niej koń. Widząc zamieszanie na drodze, z pobliskiego gospodarstwa wychodzi kobieta. Zwierzę należy do niej, więc pastwisko zapewne także. Pytamy o możliwość rozbicia namiotów, spotykamy się oczywiście ze zgodą. Dodatkowo wypytujemy o sklep. Jest! A jak nieczynny, to pukać i dzwonić, bo właścicielka mieszka nad nim. Przed nami ostatnie już tego dnia forsowanie brodu, w końcu trzeba dostać się na łąkę, na drugi brzeg. Dzielimy się na dwie grupy. Pierwsza idzie na zakupy, druga rozbija namioty.

  Biwak (Liuta)

Zaraz za namiotami znajduje się charakterystyczny ziemny wał. Jest pozostałością wąskotorowej kolejki leśnej (o leśnych wąskotorówkach napisałem wcześniej). Linia, na której pozostałości się natknęliśmy, służyła do dostarczania drewna do szerokotorowej kolei w Dubryniczach. Prowadziła doliną Liuty, w której to prowadzono załadunek drewna, ściąganego z okolicznych szczytów za pomocą koni. 

 Stary nasyp kolei wąskotorowej (Liuta)

Szybkie śniadanie i lecimy na spotkanie z Karoliną i Michałem. Korzystamy z oznaczonego szlaku przechodzącego dokładnie przez miejsce, w którym powinni rozbić się nasi znajomi.

  Ruszamy w stronę Czornohołowy

Aby dojść do szlaku, musimy cofnąć się jakieś 2,5 km drogą, którą poprzedniego dnia dotarliśmy do Liuty. Na granicy lasu jest schronienie dla turystów oraz miejsce na ognisko. Robimy chwilę przerwy.

  Odpoczynek w ogniskowym punkcie

Droga do celu naszej podróży prowadzi tylko przez jeden szczyt. Momentami podejście jest męczące. Nie pomaga także wysoka temperatura. 

 W drodze do Czornohołowy

 Szczyt jest zalesiony, lecz z pomiędzy drzew prześwitują wspaniałe widoki.

 W drodze do Czornohołowy

W końcu spotykamy się z Michałem i Karoliną. Nie mogli się nas doczekać, więc pochowali plecaki w lesie i już mieli zamiar udać się do Czornohołowy do sklepu. 15 minut później i już by ich nie było. Witamy się, rozmawiamy, a w tym czasie kilka osób schładza się w górskiej rzece. Do wsi są około 4 km. Ruszamy mając na uwadze, że jest już późne popołudnie. Do wsi dochodzimy po godzinie, następnie ustalamy dwa cele. Sklep i miejsce na nocleg. 

 Czornohołowa


 Czornohołowa


 Czornohołowa


 Czornohołowa


 Czornohołowa




C.D.N. 

Komentarze