Elektryczkami do Odessy, część I
Relacja pociągu: Chmielnicki - Żmerynka
Wyjazd - przyjazd: 17:20 - 19:30
Czas w drodze: 2:10
Cena biletu: 16 UAH
Podróż do Żmerynki odbywa się bez przygód. Obserwujemy jedynie pana, który czyta gazetę wspomagając się dziwnym lupo-okularem.
Relacja pociągu: Chmielnicki - Żmerynka
Wyjazd - przyjazd: 17:20 - 19:30
Czas w drodze: 2:10
Cena biletu: 16 UAH
Podróż do Żmerynki odbywa się bez przygód. Obserwujemy jedynie pana, który czyta gazetę wspomagając się dziwnym lupo-okularem.
Lektura gazety (pociąg Chmielnicki - Żmerynka)
Na miejsce docieramy wieczorem, obserwując wspaniały zachód słońca.
Słońce zachodzi nad Żmerynką
W Żmerynce znajduje się jeden z najładniejszych dworców na Ukrainie. Przypomina dosłownie pałac. Wybudowano go pod koniec XIX w. stylu eklektycznym.
Dworzec kolejowy w Żmerynce
Niemniejszą sławą cieszą się wyroby miejscowych babuszek. Ilekroć jeździłem do Symferopola, żmeryńskie wareniki były zawsze punktem obowiązkowym. Nie inaczej stało się tym razem. Kupujemy dwa rodzaje - siateczkę z ziemniakami i drugą z kapustą. Do tego włoskie orzechy, kolorowe maliny i napoje chłodzące. Zatem kolację mamy na peronie, a za stół robi betonowa, pomalowana na biało balustrada.
Żmeryńskie specjały
Serwis na peronie (Żmerynka)
Śpimy w hoteliku na jakimś osiedlu, około 15 minut drogi piechotą z dworca. Gospodyni jest przesympatyczna, opowiada nam dużo o mieście. Wiedziałem, że w Żmerynce urodził się Jan Brzechwa, jednak nigdy nie słyszałem o dość dużym ogrodzie, w którym rośliny przycięte są na kształt postaci z jego bajek. Dochodzi już 23, pytamy o czynny sklep. Właścicielka mówi, że jest 10 minut drogi od miejsca, w którym się znajdujemy. Lecimy.
Sklep znajdujemy bez problemu. Przed nim sporo ludzi, w środku kolejka. Ustawiamy się i w tym momencie podchodzi do nas podpity facet, na oko 60 lat i prosi o piwko. Nie widzę problemu żeby mu je postawić. Po zakupach koleś nas zagaduje, opowiada o sobie i o różnych wydarzeniach. Po jakimś czasie wskazuje ławkę po drugiej stronie ulicy tłumacząc, że tam są jego znajomi. Proponuje tam pójść, co też czynimy. Na ławce siedzą trzy osoby - szczupły, trzydziestokilkuletni chłopak (imienia nie pamiętam), około dwudziestoletni młodzieniaszek (nazwaliśmy go Student) i, o zgrozo, może 14-letni gówniarz (dostał ksywkę Saszka). Rozmowa z nimi jest totalnie wyluzowana, nie ma żadnych dziwnych sytuacji. Zachowują się po prostu normalnie. Odchodzą selfi, a po jakimś czasie zaczyna się faza jutiuba. Z rąk do rąk krążą telefony, ktoś puszcza z mojego, ja puszczam z czyjegoś, a Bartek z jeszcze innego. Wszyscy imprezujemy tak ze trzy godziny gdy orientuję się, że jest już przed 3 w nocy. Pociąg mamy rano więc żegnamy się i idziemy spać. Student i Saszka bardzo nalegają aby nas odprowadzić, ale w sposób, który raczej nie mieści się w granicach normy. Są po prostu namolni. Odmawiamy i ruszamy. Będąc dosłownie 200 m od hoteliku słyszymy za plecami biegnących ludzi. Tu Student i Saszka. Akurat w tym momencie jestem w krzakach za potrzebą, Bartek natomiast stoi na chodniku. Od razu połapałem się, że coś jest nie tak. Dodatkowo dotarło do mnie, że Student wzbraniał się jak mógł by nie podać mi jakiegokolwiek kontaktu do siebie(telefon, Facebook, VK). Ponadto stwierdził, że studiuje na uniwersytecie w Żmerynce i dopiero teraz skojarzyłem, że w mieście nie ma żadnej wyższej uczelni. Z chodnika dobiega tylko jedno powtarzane słowo: "jutiub". Zdążyłem tylko krzyknąć: "nie dawaj im telefonu", ale było już za późno. usłyszałem tylko dźwięk tłukącej się butelki, ciśniętej przez Bartka w stronę uciekających złodziei. Student pierzchnął w lewo, Saszka w prawo i tyle ich było widać. Gonić ich nie ma sensu, pewnie znają miasto na wylot. Wracamy więc pod sklep w nadziei, że są głupi i będą próbowali opchnąć tam trefny towar.
Selfy z miejscowymi złodziejami (Żmerynka). Pierwszy i trzeci od prawej, dla ścisłości :)
Pod sklepem ich nie ma, imprezowa ławka jest pusta. Bartek nie chce olać tematu i prosi bym zadzwonił na Policję, co też czynię. Jestem wręcz pewien, że w takiej sytuacji ukraińscy mundurowi przyjmą zgłoszenie i na tym sprawa się skończy, toteż jestem w niemałym szoku kiedy dosłownie po pięciu minutach pod sklep podjeżdża nieoznakowany radiowóz. Jest to bordowa Łada 2107, a załoga to facet i babka. Opisujemy jeszcze raz sytuację, po czym zostajemy zaproszeni do środka. Zauważam, że w tylnych drzwiach nie ma klamek, ale zbytnio mi to nie przeszkadza. Policjanci oznajmiają, że trochę pojeździmy po mieście i się rozejrzymy. Tak więc wyruszamy nieoznakowaną policyjną Ładą bez klamek na polowanie pośród szemranych, żmeryńskich zadupi.
Jeździmy tak już z godzinę, ja jestem coraz bardziej zrezygnowany, a przede wszystkim piekielnie zmęczony. Widzę, że Bartek też zaczyna powoli godzić się z myślą o bezpowrotnie utraconym telefonie. Mówią, że raczej ich już nie znajdziemy, ale policjanci się upierają. Dosłownie chwilę po tym wjeżdżamy w jakąś uliczkę i prawie wpadamy na naszych "przyjaciół" z ławki. Chłopaki połapali się co się święci, więc chcieli się pozbyć dowodu i telefon ląduje w krzakach. Jednak nie umyka to uwadze funkcjonariuszy. Wypadają z Łady, łapią Saszkę i Studenta. Przez radio wzywają pomoc. Przyjeżdża furgonetka z innymi mundurowymi. Wśród nich jest koleś, który staje przy złodziejaszkach z odbezpieczonym kałaszem!!! Funkcjonariusze zaczynają przeczesywać krzaki i już po chwili telefon się znajduje. Chłopaki oczywiście wszystkiego się wypierają - że jaki telefon, że pierwszy raz w ogóle nas widzą, że to, że tamto. Jednak wspólne selfy w znalezionym telefonie skutecznie zamyka im gęby.
Jedziemy na komisariat. Tona papierów i zeznania. Dla mnie to nie lada wyzwanie. Najpierw muszę o wszystkim opowiedzieć z najdrobniejszymi szczegółami, następnie własnoręcznie napisać to o czym mówiłem. Całe szczęście po rosyjsku, chociaż też bardzo się pocę i czuję mocno pulsujący mózg. Policjanci są bardzo mili. Robią nam herbatę, opowiadamy sobie historyjki, pokazujemy zdjęcia na fejsie. Czujemy się tak jakbyśmy byli w kawiarni ze znajomymi. A Saszka ze Studentem siedzą skuci na korytarzu i czekają. My natomiast kończymy służbowo-towarzyskie posiedzenie i idziemy spać W końcu, bo emocji zatrzęsienie, a kolejna elektryczka już za parę godzin.
Uradowany Bartek z odzyskanym telefonem (komisariat, Żmerynka)
W związku z wydarzeniami dnia poprzedniego i późną godziną powrotu do hoteliku, trochę się nam zasypia. Na dworzec udajemy się więc prawie biegiem. Na elektryczkę całe szczęście zdążamy.
Elektryczka do Wapniarki (Żmerynka)
Relacja pociągu: Żmerynka - Wapniarka
Wyjazd - przyjazd: 9:57 - 11:35
Czas podróży: 1:38
Cena biletu: 16 UAH
Wyjazd - przyjazd: 9:57 - 11:35
Czas podróży: 1:38
Cena biletu: 16 UAH
Do Wapniarki przyjeżdżamy bez żadnych niespodzianek. Jest cudowna pogoda, świeci słońce. Sama miejscowość nie ma dla turystów niczego do zaoferowania. Ot, prowincjonalne miasteczko. Powiedziałbym nawet, że sporych rozmiarów wieś.
Łelkom tu Wapniarka
Największą atrakcją miejscowości jest niewątpliwie opuszczona baza śmigłowców bojowych. Znajduje się ona nieco na uboczu, w związku z czym droga z dworca na jej teren zajmuje nam około 30 minut. Pozostałości jednostki nie są strzeżone, więc nie ma najmniejszego problemu by przedostać się na drugą stronę płotu.
Jedna z bram do byłej jednostki śmigłowców bojowych (Wapniarka)
Zaraz za bramą natrafiamy na stary odrzutowiec w roli pomnika. Na cokole brak tabliczki, więc trudno ustalić co miał upamiętniać. Nie wiem też, co to za samolot, chociaż bardzo przypomina mi starego MiGa.
Pomnik na terenie opuszczonej jednostki (Wapniarka)
Pierwszym budynkiem, który zwiedzamy, jest prawdopodobnie żołnierska kantyna połączona z salą koncertową. Na fasadzie mozaika z pilotem.
Kantyna (opuszczona jednostka wojskowa, Wapniarka)
Mozaika z pilotem (opuszczona jednostka wojskowa, Wapniarka)
W kantynie (opuszczona jednostka wojskowa, Wapniarka)
W korytarzu malowidło przedstawiające kosmonautów lewitujących wokół centrum wszechświata.
Sierp i młot centrum wszystkiego (opuszczona jednostka wojskowa, Wapniarka)
Okazuje się, że część budynków została przeznaczonych na szkołę podstawową. Ich kondycja nie odbiega zbytnio od pustostanów, ale opuszczone nie są. Obok szkoły znajduje się ogromne boisko, na którym odbywa się lekcja WF-u.
Lekcja WFu na terenie opuszczonej bazy (Wapniarka)
Główną aleją byłej jednostki spacerują ludzie, dzieci z tornistrami wracają do domu, co jakiś czas przemknie skuter.
Główna aleja opuszczonej jednostki śmigłowców bojowych (Wapniarka)
Na jednym z trawników stoi wbity mocno w ziemię, odnowiony napis.
Za Ukrainę i Jej wolność! (opuszczona baza, Wapniarka)
Zwiedzamy kolejne budynki. Większość z nich jest pozbawiona jakichkolwiek tabliczek, po których można by dojść co dokładnie mieściło się w środku.
Bartek przy opuszczonym budynku (baza śmigłowców bojowych, Wapniarka)
Gdzieś na podłodze leży schemat jakiejś śmigłowcowej instalacji, lub może nawet skrócona instrukcja obsługi samej maszyny.
Skrócona instrukcja obsługi helikoptera (opuszczona baza, Wapniarka)
Trafiamy także na resztki żołnierskiego szaletu z mozaiką z potłuczonych płytek. Wszystko znajduje się na specyficznym cokole. Ścianek działowych nie było raczej od nowości.
Żołnierski szalet (opuszczona baza, Wapniarka)
Na terenie jednostki największą część budynków stanowią identyczne, blokopodobne klocki. W każdym z nich na piętrze znajduje się sala kolumnowa.
"Sala kolumnowa" znajduje się w większość opuszczonych klocków (Wapniarka)
W jednej z piwnic znajdujemy drewnianą skrzynkę, która mogła służyć do transportu amunicji. Na jej boku wypisane są stacje kolejowe - Czop (Ukraina) i Czarna nad Cisą (Słowacja), co może sugerować macierzystą, przygraniczną jednostkę.
Skrzynka w piwnicy (opuszczona jednostka, Wapniarka)
Kotłownia już dawno nie działa, lecz jej komin z powodzeniem spełnia funkcję masztu dla nadajników ukraińskich operatorów komórkowych.
Komin w roli nadajnikowego masztu (opuszczona baza, Wapniarka)
Wewnątrz kotłowni pozostałości dwóch pieców i mechanizmu do transportu węgla.
Resztki pieców w starej kotłowni (opuszczona baza, Wapniarka)
Zaczynamy powoli kierować się w stronę wyjścia z jednostki. Po drodze zwiedzamy budynki, których przeznaczenia nikt nie zna.
Jeden z wielu budynków niewiadomego przeznaczenia (opuszczona baza, Wapniarka)
W jednym z nich mieściła się stołówka, o czym świadczą kafelkowe lamperie i spora kuchnia ukryta za luksferową ścianą.
Stołówka (opuszczona baza, Wapniarka)
Luksfer działowy (opuszczona baza, Wapniarka)
Przechodząc znów obok wspomnianej wcześniej szkoły natrafiamy na jeszcze jedną płytę. Odchodząca płatami farba skutecznie uniemożliwia odczytanie napisów. Został tylko już prawie niewidoczny śmigłowiec.
Stara, złuszczona tablica (opuszczona baza, Wapniarka)
Po wyjściu z jednostki kierujemy się w stronę dworca, oczywiście inną drogą. Idziemy przez osiedle domków jednorodzinnych, które wyglądem przypominają bardziej dacze. Wszystko jest szczelnie zarośnięte drzewami owocowymi i krzewami.
Dzielnica jednorodzinna (Wapniarka)
Dochodząc już do samej stacji zwiedzamy jeszcze budynek starego, dziewiętnastowiecznego dworca. Dziś, opuszczony, niszczeje pośród zarastających go krzewów.
Stary dworzec kolejowy z XIX w. (Wapniarka)
W przystarodworcowym lesie krzaków odkrywamy miejsce biesiadne, z którego oczywiście korzystamy.
Miejsce biesiadne obok starego dworca (Wapniarka)
Po krótkim posiedzeniu idziemy już prosto na dworzec. Mamy niecałą godzinę do elektryczki, więc postanawiamy posilić się w przydworcowym barze. Potrawy odgrzewane są w mikrofali, a przez to ohydne w smaku. Przed nami jednak długa podróż, więc coś w brzuchu się przyda.
Dworzec kolejowy w Wapniarce
Zaraz po obiedzie idziemy po bagaże (w Wapniarce działa przechowalnia) i wchodzimy na peron, gdzie na odjazd oczekuje już pociąg do Odessy.
Elektryczka Wapniarka - Odessa
Relacja pociągu: Wapniarka - Odessa
Wyjazd - przyjazd: 16:52 - 22:49
Czas podróży: 5:57
Cena biletu: 44 UAH
Wyjazd - przyjazd: 16:52 - 22:49
Czas podróży: 5:57
Cena biletu: 44 UAH
Nasza elektryczka ma podwyższony komfort. Pomiędzy przeciwległymi rzędami siedzeń ustawiono całkiem spore stoliki. Ich obecność wiele ułatwia.
W pociągu do Odessy
Podróż długa, oczy się kleją. Wspomniane stoliki pomagają także w drzemce, o czym przekonują się podróżujące obok nas dziewczyny.
Drzemka w pociągu do Odessy
Im bliżej celu, tym więcej ludzi się dosiada. W międzyczasie dostaję informację od Przema i Pati, że właśnie wsiedli we Lwowie do nocnego pociągu do Odessy. Wszystko ładnie się układa. Na jednej ze stacyjek wsiada babuszka z trzema wózkami (!!!), na których znajdują się równiutko poukładane skrzyneczki z malinami. Aromat leśnych owoców błyskawicznie rozchodzi się po całym przedziale, wprowadzając wszystkich w stan totalnej błogości. W takiej malinowej atmosferze wjeżdżamy na odeski dworzec. Wszyscy zmęczeni, ale szczęśliwi. Udało się zrealizować plan. Teraz pozostaje już tylko odszukać wynajęte wcześniej mieszkanie, wyjść coś zjeść, wykąpać się i położyć spać. Rano trzeba odebrać z dworca Przemka i Patrycję i rozpocząć podróż brzegiem Morza Czarnego. Dobranoc!
Dworzec główny w Odessie wieczorową porą
Tekst:
Marcin Wójcik
Zdjęcia:
Katarzyna Paliga
Bartosz Pilinkiewicz
Marcin Wójcik
Marcin Wójcik
Zdjęcia:
Katarzyna Paliga
Bartosz Pilinkiewicz
Marcin Wójcik
Komentarze
Prześlij komentarz